2011-10-09

Dajski Śmigus-Dyngus 潑水節

Nie, pory roku mi się nie pomyliły. Wiem, że to święto obchodzone jest w dajski Nowy Rok, czyli w połowie kwietnia (w okolicach Wielkanocy... hmmm...). Ale ja właśnie się dowiedziałam, skąd się to święto wzięło i nie mogę się powstrzymać przed podzieleniem się z Wami tą wiedzą.

Dawno, dawno temu, kiedy światy bogów i ludzi znacznie były sobie bliższe, był sobie bóg o dźwięcznym imieniu Pongmadjendaladża, w skrócie nazwijmy go sobie Pong. Jego kaprysy rządziły wiatrami, deszczem, ciepłem i zimnem, księżycem i słońcem. Z rozkazu Pana Niebios Pajainga miał Pong dbać o cztery pory roku, których regularne następstwo służy ludziom tak samo, jak florze i faunie. Jednak kapryśny Pong, biegły w czarnej magii i cokolwiek złośliwy, ani myślał słuchać rozkazów Pana Niebios. Robił, co mu się żywnie podobało, wielomiesięczne susze przeplatał potopami, aż wielki smutek zapanował na ziemi. W końcu wielki bohater ludzkości, Pajawan, oby imię jego przetrwało na wieki, zdobył się na odwagę i opowiedział o wszystkim Panu Niebios Pajaindze. Ten zaś, usłyszawszy jak sobie poczyna Pong, rozeźlił się okrutnie i postanowił Ponga ukarać. Jak jednak to zrobić? Ponga nie imają się strzały ni kule, nie boi się miecza ni noża, jak zatem można odebrać mu władzę?

Pan Niebios Pajaing stwierdził, że musi znaleźć sposób; dosiadłszy ulubionego wierzchowca ruszył więc za siódmą górę i rzekę, by odnaleźć siedzibę Ponga. A miał ów bóg-złośliwiec siedem dorodnych cór, których postanowił nie wydawać za mąż, bo kto by się wówczas zajął gospodarstwem? Wstrętny egoista z tego Ponga, oj, wstrętny...
Przybrawszy postać krzepkiego junaka wkradł się Pan Niebios w serca samotnych panienek; usłyszawszy, jakim draniem jest tatuś, słodkie dziewczątka postanowiły rodziciela ukatrupić. Spiwszy raz ojca do nieprzytomności, wydusiły zeń tajemnicę: Ponga się faktycznie żadna broń nie ima, z jednym wyjatkiem. Może go zranić łuk opatrzony cięciwą zrobioną z jego własnych włosów.

Zrobiły więc łuk, a następnie zupełnie niestereotypowo, zamiast tatuśka przeszyć strzałą, odcięły mu tą cięciwą głowę, która, niczym dorodna dynia, potoczyła się po podłodze, wzniecając jednocześnie pożogę wszechczasów. Ogień strawił już dom Ponga i córek, strawił całą wioskę, pożoga zaczęła ogarniać świat, cóż robić?! Córki zaczęły rzucać jedna do drugiej czaszkę tatusia, jednocześnie oblewając się nawzajem wodą, aby nie ulec spaleniu. Siedem było córek Ponga i siedem dni oblewały siebie i czaszkę wodą, zanim ugaszono pożar. Gdy zażegnano niebezpieczeństwo, ludzie na pamiątkę tego zdarzenia zaczęli życzyć bliskim szczęścia, oblewając ich jednocześnie strugami wody. A że jeden dzień w niebiesiech to rok tu, na ziemi, raz w roku jedynie ludzie błogosławią sobie nawzajem wodą. To jest właśnie dajski noworoczny Śmigus-Dyngus.

Wędrowiec, który nieopatrznie trafi nad Mekong w dajski Śmigus-Dyngus, zostanie przemoczony do suchej nitki, i jeszcze powinien być wdzięczny, bo w końcu oblewanie to życzenia pomyślności :) Całe szczęście w kwietniu w Xishuangbanna jest już całkiem ciepło, więc zapalenia płuc raczej się nie dostanie...

3 komentarze:

  1. 38 stopni to nie jest 'całkiem' ciepło ;)
    I w końcu wiem, dlaczego mi się wszystko zaczęło układać - to te hektolitry wody!!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. 38 to nie calkiem cieplo? A co, zimno moze? :D
    No widzisz, gdyby nie Yunnan i moje male moi, nigdy bys tak nie miala :D
    Akatko: mnie sie tez podobaja :D to moze byc powod, dla ktorego je wrzucilam na blog :D

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.